JoAnn M NDE
|
OPIS DOŚWIADCZENIA:
Załączam 2 wersje
mojego doświadczenia. Pierwsza jest rezultatem wywiadu, a druga jest moją
historią, którą zaczęłam pisać kilka lat temu. Nie jest jeszcze skończona,
należy poprawić w niej jeszcze kilka rzeczy, ale zawiera w sobie esencje całej
historii.
Byłam w domu i
składałam pranie. Nie czułam się za dobrze, bo moje zapalenie oskrzeli na dobre
dawało się we znaki i wiedziałam, że zaczynają się problemy. Próbowałam tego, co
zwykle, czyli inhalatora, ale ten już nie pomagał. Moją ostatnią deską ratunku
był Epi-Pen, zastrzyk z epinefryny - hormonu zwanego też czasem adrenaliną.
Nigdy wcześniej go nie używałam. To również nie zadziałało. Zadzwoniłam więc do
mojego taty, mieszkającego kilka przecznic dalej i powiedziałam mu, że muszę iść
do szpitala. Pamiętam, że nim przyszedł krzątałam się po moim mieszkaniu jak
zamknięte w klatce zwierzę. Gdy przybył, nalegałam, by poczekać na znajomego,
który miał nas zawieść, przed domem.
Pamiętam tylko jak pokonałam pierwsze pięć schodków idąc do samochodu. Tu
wszystko się urwało. Upadłam na ulicy. Był ciepły wrześniowy wieczór i sąsiedzi
będący na zewnątrz widzieli jak upadam. Gdy podbiegli by zabrać mnie ze środka
skrzyżowania (z jakiegoś powodu zawlekłam się z tatą na środek ulicy!) ktoś
zadzwonił po pogotowie. Przyjechała karetka. Moja reanimacja trwała prawie 45
minut. Ponieważ byłam "martwą masą" pozostawiono mnie na miejscu, aż do ktoś
wsunie pode mnie nosze.
Z tego co mi powiedziano, wiem, że zrobili mi badania na obecność narkotyków,zrobili szybko badanie krwi i poddano intubacji. Nierówno oddychałam, a moje źrenice stały nieruchomo. Gdy się upewnili, że można mnie przenieść, zostałam przeniesiona do karetki. I wtedy moje serce po raz pierwszy się zatrzymało. A dojechaliśmy zaledwie do rogu mojej ulicy. Mój tata siedział przy kierowcy i usłyszałjak urządzenia zaczęły piszczeć. Kierowca przeklął i wymamrotał "Tracimy ją". Od wtedy mój tata już mnie nie widział. Na izbie przyjęć moje serce zatrzymało się jeszcze 2 razy. Ostatnim razem, kiedy mój duch znalazł się w ciele zeszłam ze stołu i jednym zwinnym ruchem uderzyłam w szczękę jedną z pielęgniarek. Potrzeba było aż 4 osób by zaaplikować coś na uspokojenie i doprowadzić mnie z powrotem na stół. Myśleli, że wyrwę sobie z gardła rurkę od respiratora.
Trudno powiedzieć co się wtedy ze mną działo. To było jak sen, piękny sen, jaki wcześniej mi się nie śnił. Nie wiem, gdzie ten sen się zaczyna.
Poruszałam się przez czarny, jedwabisty tunel. Czerń ta była nie do opisania, nigdy wcześniej takiej nie widziałam. Kierowałam się w stronę małego, odległego punkciku światła. Byli przy mnie przewodnicy duchowi, którzy zabrali mnie, jak to nazywam, na "wycieczkę po wszechświecie". Dawało to poczucie rozległości wszechświata, bycia podczas jego powstawania, bycia jego częścią od samego jego początku. Byłam częścią wszystkiego, co się pojawiało i pojawi. To było poczucie nie posiadania własnego ja. Jakby wszystko było mną, a ja byłabym wszystkim, nawet Bogiem. To uczucie było przyjemne. Czułam się bezpiecznie. Otaczała mnie bezwarunkowa miłość, radość i głęboki spokój. Nie czuło się liniowo płynącego czasu i, aż do teraz, mam pewne problemy z używaniem określenia "czas".
Dowiedziałam się o wszystkim, co się kiedykolwiek zdarzyło i zdarzy. Wiedziałam też z jakiego powodu to wszystko się zdarzyło, jest i się zdarzy. Na przykład globalne zmiany klimatyczne są spowodowane tym, że Ziemia wraca do swojego oryginalnego kształtu na znak buntu przeciw człowiekowi, który chciał nią zawładnąć. Weźmy rzeki. One wracają do swoich koryt. Pamiętam, że zadawałam tym istotom pytania na podobne tematy. Powiedziano mi, że ludzie mają wybór, mają wolną wolę i niektóre rzeczy są skutkiem ich wyboru. Zagłębiłam się też w kwestię jin i jang, przeciwnej natury różnych rzeczy, istnienia dwóch biegunów. Niektóre po prostu mi się nie podobają, walczę by je zrozumieć, ale zdaję sprawę, że to wszystko na skutek naszych wyborów. To było w sferze dobra i zła. Słyszałam głosy, których nigdzie indziej nie słyszałam. I choć ani razu nie widziałam żadnej ludzkiej formy, czułam, że są wokół mnie "wibracje", które mnie prowadzą i mi pomagają.
Więc gdy tak dryfowałam, w pewnym momencie przyszedł moment, w którym się zatrzymałam. Nie chciałam wracać do ciała. Ujrzałam pewien kształt i wiedziałam, że to Bóg. Powiedział mi, że czas już wracać. Zaczęłam z nim walczyć na swój sposób. Ale Bóg powiedział, że muszę wrócić, bo moja misja na ziemi się jeszcze nie skończyła. To był chyba moment, w którym moje ciało na stole operacyjnym zaczęło się gwałtownie wyginać i podskakiwać. Dotychczas moje ciało było obojętne na jakiekolwiek stymulacje neurologiczne (ukłucia etc.).
Otworzyłam oczy i gdy ukazywał mi się przed nimi pokój cała wspaniałość mojej podróży zaczęła uchodzić. Jak przytomniałam, to robiło się mniej realne. Wokół mnie stała moja rodzina oczekując, że coś powiem, ale nie mogłam wydać z siebie dźwięku ani się poruszyć, bo byłam przywiązana. Nie wiem czemu, ale udało mi się nakłonić, by pomogli mi rozwiązać ręce i coś napisać. Musiałam udowodnić, że przez brak tlenu nie doszło u mnie do uszkodzenia mózgu. Gdy weszła pielęgniarka trzymałam w powietrzu kartkę z moim imieniem, datą urodzenia, adresem, numerem polisy, numerem telefonu do pracy, imionami rodziców, a także z imionami siostrzenic, bratanków itd. Nalegała bym odpowiadała jej następne pytania aż napisałam jej by zabierała się z sali.Wyszła.
Do sali wszedł lekarz próbując zrobić mi jeszcze jeden zastrzyk, bo myślał, że znów robię się nie do opanowania, ale zapewniłam go, że wszystko jest już w porządku. Wyszedł. Wtedy dopiero siostra wyjaśniła mi czemu mnie związali. Rozśmieszyło to mnie. Nie muszę wspominać, że byłam bardzo zawiedziona jak cała lekkość przebywania po drugiej stronie wygasała po tym jak się obudziłam. Gdy moja rodzina poszła miałam wizję mojego wujka, który zmarł jadąc na motocyklu w latach 60-tych. Był przystojny jak James Dean i powiedział "dziecko, to nie był jeszcze twój czas".
Kilka tygodni później zadzwoniłam do IANDS w Seattle by dowiedzieć się czym było moje doświadczenie i czy było prawdziwe. Osoba w słuchawce słuchała cierpliwie, a gdy skończyłam okazała się bardzo emocjonalna. Spytałam czy mógłby mi powiedzieć jaka jest moja misja, bo po to właściwie zadzwoniłam. Kazał mi zawiesić na chwilę rozmowę, usiąść gdzieś i zapytać wszechświata jaka jest moja misja. Pomyślałam najpierw, że to trochę głupawe, ale zrobiłam jak kazał. Wróciłam po chwili, wzięłam słuchawkę i powiedziałam mu, że odpowiedź była jedną z najdziwniejszych jaką dostałam. Dowiedziałam się, że nigdy tak na prawdę dość nie kochałam. Spytałam: co to u licha może znaczyć? Nikogo nie zabiłam, zawsze wierzyłam w Boga, nigdy nawet nie skrzywdzę muchy! Jestem normalną kobietą, nie wprawiam świat w osłupienie, żyje z dnia na dzień, robię co muszę.
Gdy już swoje
wymamrotałam, przerwał mi i pogratulował, że miałam klasyczne NDE. Powiedział,
że zostałam zesłana z tego samego powodu co większość ludzi. Może być tryliony
interpretacji tego, co oznacza niedostateczna miłość. Musze sama sobie to
wyjaśnić. Jako sekret, powiedział mi, że częścią mojej misji jest powiadamianie
ludzi, że śmierci nie trzeba się bać, a sama ta przemiana jest wspaniała.
Znalazłam się w różnych sytuacjach, w których temat ten zostawał wysunięty przez
zupełnie nieznajomych mi ludzi i nie czułam się dziwnie.
Dla mnie pojęcie "niebo" i życie po śmierci jest następujące: to co dzieje się z
Tobą gdy umierasz zależy od ciebie. Możesz pozostać w tym stanie bezwarunkowej
miłości lub nie. A wszystko to zależy od tego, czy wybaczysz sobie wszystkie
wpadki jakie spotkały cię w życiu . Oceniasz sam siebie. Odczuwasz ból, jaki
zadałeś w swoim życiu, bo ten wraca do ciebie, jak do swego stwórcy.Niektórzy
przechodzą przez ten etap w swoim NDE (przegląd własnego życia), ale mnie tego
oszczędzono.
Od tego czasu wiele razy miałam styczność z niewytłumaczalnym. Niektóre te spotkania były dziwne, inne nie. Spotkałam anioły, potykałam się o ludzi przelatujących moją drogą, miałam problemy z polami elektromagnetycznymi, urządzeniami ze zwarciem, strzelającymi żarówkami. Przez to musiałam zmieniać samochody, miałam aż 3 różne. Jeden z nich, zupełnie nowiutki, okazał się bublem. Miałam katastroficzne wizje (np. związane z pogodą, transportem) itd. Moje sny są wyraźniejsze i mam większą świadomość parapsychiczną. Jest tego za dużo, by o wszystkim wspomnieć.
Moja świadomość własnego
doświadczenia wciąż się rozwija. Np. oglądam program w telewizji,
który wywołuje wspomnienie mojego NDE. Powiedziano mi, że nie od razu będę
widziała całe swoje NDE. Będzie się ono odkrywało z czasem, jak tylko będę tego
potrzebować. Niewyobrażalne są inne zjawiska jakie miały miejsce. Nie żyję już w
pośpiechu, żyję tym, co jest. Staram się, by żadne zdarzenia nie wpływały na
mnie negatywnie, choć w fizycznym świecie to trudne. Moja reakcja na niektóre
wydarzenia się mimo to zmieniła. To właśnie jest ta głęboka zmiana. Nie oceniam
już tak szybko i pochopnie jak kiedyś. Pozwalam ludziom być tym kim są, nie
próbuję, by zaakceptowali moje spojrzenie. Wiem, że żyją zgodnie ze swoją karmą,
dokonują własnych wyborów, bez względu na to, czy jestem w stanie im powiedzieć
jaki będzie skutek tych wyborów czy nie. Wiem, że jest to coś przez co muszą
przejść, to są ich lekcje. No i jeszcze - czy te lekcje rozpoznają.
----------------------------------------------------
Jest to coś, co obiecywałam sobie zrobić od lat. Podczas gdy moje zamiary są
dobre, przeżycie tego ponownie nie jest, mimo wszystko, najłatwiejszą
rzeczą. Wiem, łatwo mówić, ale w konfrontacji z emocjami, jakie te słowa
przenoszą wydaje się to przytłaczające. Ile to już razy włączyłam komputer by to
spisać i nic z tego nie wyszło.Patrzę się w ekran i próbuję cofnąć się
myślami w przeszłość. Czuję jak otwierają się wrota i w ciszy ponownie łączę się
z moim małym skrawkiem nieba.
Zaczęłam właściwie nim to się zdarzyło. Było lato 1994 roku i od jakiegoś już czasu nie czułam się najlepiej. Był to dla mnie trudny rok. Straciłam pracę i musiałam jakoś wyjść z finansowych problemów. To doświadczenie było koszmarem, ale dało mi pewną lekcję. Gdzie indziej wcale nie jest lepiej, jak to się czasami wydaje. Po próżnych trudach znalezienia innej pracy, udało mi się zdobyć tymczasową pracę u mojego poprzedniego pracodawcy. Miałam znajomości w dziale zarządzającym zasobami ludzkimi i kiedy musiałam zrezygnować z tymczasowej posady udało mi się zdobyć idealną, jak na wtedy, pracę. Wiem, że zaczynałam ją mając pierwsze objawy zapalenia płuc, a nie miałam ani za dużo pieniędzy, ani ubezpieczenia zdrowotnego. Byłam trochę za dumna by prosić o pomoc. W końcu trochę wydobrzałam, ale cały czas czułam, że męczy mnie coś w rodzaju przeziębienia.
Stałam się w pewnym sensie pracoholikiem, a dla sekretarki to nie najlepsze wyjście. Ale jakoś musiałam wypełnić sobie czas. Miałam wielu przyjaciół, często chodziliśmy do klubu potańczyć. Oczywiście czegoś mi brakowało w tym wszystkim. Czym to coś było, nie wiedziałam. Wiele o tym myślałam, ale zawsze kończyłam z niczym wnioskując, że robię coś nie tak. Mając za sobą kurs holistyczny myślałam, że jestem jednym z tych, którzy nie potrafią się dostosować. Wszystkim wokół się jakoś udawało. Szli do przodu. Ale nie mnie. Czytałam, szukałam i nigdy nie przynosiło to skutków.
Brnęłam na oślep. Pewnego letniego popołudnia w pracy nagle straciłam oddech i myślałam, że stracę przytomność. Zadzwoniłam do biura obok, ale pielęgniarka, z którą chciałam porozmawiać była zajęta. Odłożyłam słuchawkę a to uczucie przeszło. Zlekceważyłam to myśląc, że to wina powietrza w budynku, w którym pracuję i mojegoniedotlenienia połączonego z wrażliwością na spaliny. W Święto pracy w 1994 zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak. Byłam na corocznej imprezie u mojej rodziny i czułam, że mam problemy z oddychaniem. Będąc przez całe życie astmatyczką, żyłam z inhalatorami. Zaciągnęłam się nim, jednak z upływem dnia, kiedy robiło się cieplej, ja traciłam energię. Udawało mi się nie tracić humoru i gdy mijał wieczór, zdecydowałam się pojechać do domu. Po powrocie do pracy postanowiłam skontaktować się z moim lekarzem. Miewałam już takie stany i pomyślałam, że to pewnie zmęczenie razem z wczesnojesienną alergią i przeziębieniem.
Tygodnie mijały nieciekawie. Gdy poszłam do lekarza, czułam się już dobrze, więc to musiała być dolegliwość związana z końcem lata.
20 września mój w pracy było normalnie. Byłam trochę zmęczona, ale winiłam za to mój długi spacer poprzedniego wieczoru. W znajdywaniu czegoś za co mogłabym obwinić moje samopoczucie byłam profesjonalistką. Był piękny, ciepły wtorek. Przygotowywałam się na wieczór. Zbierałam pranie by zabrać je do moich sióstr, chciałam odwiedzić moje siostrzenice i małego siostrzeńca, no i oczywiście spotkać się z moją paczką w klubie by potańczyć. Do klubu jednak nie miałam już dotrzeć. Poszłam do sióstr, zrobiłam pranie i bawiłam się z dziećmi. Nawet poszłam na spacer z Maggie - ich cocker spanielem. Zaczęłam czuć się źle, więc wyjęłam inhalator. Pomogło trochę, ale zrezygnowałam więc z zadymionego klubu (choć nie było tłumu, zawsze znalazła się garstka palaczy tworzących chmurkę dymu). Wróciłam do domu i zaczęłam wyjmować pranie. Gdy składałam ręczniki i prześcieradła zrobiło mi się już bardzo źle. Połknęłam tabletkę i jeszcze kilka razy użyłam inhalatora czekając aż zadziała. Czułam się coraz gorzej.
Zadzwoniłam do lekarza by poinformować go, że źle się czuję i przyjdę na izbę przyjęć. Pozostawiłam mu wiadomość, na wypadek gdyby zadzwonił z jakimiś zaleceniami. Następnie zadzwoniłam do taty by zabrał ze sobą znajomego i przyjechał po mnie. Gdy na niego czekałam (miał przyjść piechotą, to nie było daleko) wpadłam na prawdę w panikę. Parę miesięcy wcześniej lekarz dał mi EpiPen na wypadek gdybym poczuła się źle. Użyłam go - zrobiłam sobie zastrzyk. Jeszcze bardziej się zdenerwowałam i chodziłam w kółko. Przyszedł mój tata. Nalegałam by poczekać na zewnątrz, było około 20.35.
Złapałam go za rękę i zeszliśmy z pierwszych schodów. Na półpiętrze straciłam widzenie obwodowe. Ale przez cały czas dyszałam i trajkotałam. Resztę tej historii znam z opowieści taty. Mianowicie trzymałam się go kurczowo jak schodziliśmy po drugich schodach. Już na chodniku podobno zaczęłam mamrotać i wyciągać go na środek ulicy. Ja w tamtym momencie byłam pochłonięta całkowitą ciemnością i chyba działałam za pomocą jakiejś zmagazynowanej energii. Powiedział mi, że wyciągnęłam go na ulicę i zatrzymałam się tam. Nie mógł z powrotem wciągnąć mnie na chodnik.
Nagle poczuł, że moje ciało robi się bezwładne i że mdleję. Zdążył mnie złapać. Próbował wciągnąć mnie w bezpieczne miejsce, ale byłam martwym ciężarem. Wieczór był uroczy, więc sąsiedzi siedzieli przed domem. Widzieli całą tę scenę i zadzwonili na pogotowie. Wzywali pomocy, a niektórzy podeszli by pomóc mojemu tacie zabrać mnie z ulicy. Nie chciałam ruszyć się z miejsca. Trzymał moją głowę by nie wpadła na ulicę, mówił, że wymiotowałam powietrzem, a moje oczy kręciły się dookoła. Moje mięśnie były bezwładne i ciężkie, a moje ciało było już jakby wyłączone. Pozbyłam się wszystkiego, co miałam w żołądku. Miałam kłopoty. Tłum zaczął się zbierać przy mnie.
Najpierw na miejsce przyjechał wóz strażacki. Jeden ze strażaków zrobił mi na ulicy intubację. Przyjechała pomoc, sprawdzili moją krew na obecność różnych substancji i przystąpili do reanimacji. Dzwoniono w tym czasie do szpitala, że za chwilę przyjedziemy. Ale zabrało to aż 40 minut nim udało im się mnie usztywnić na czas transportu. Nie wspominając już o umieszczeniu mnie na noszach i w karetce. W miedzy czasie do mojego domu dzwonił mój lekarz zaniepokojony, bo nie przyjechałam do miejskiego szpitala. Ze względu na mój stan zabrano mnie do szpitala położonego najbliżej mojego domu - do szpitala katolickiego położonego kilka mil dalej.
Spotkałam wielu aniołów, niektórych w ludzkich formach, którzy byli ze mną do przybycia pomocy medycznej. Nikt inny nie widział jak przyszły i dokąd poszły. Nikt nie widział ich twarzy. Kazały mi się trzymać.
Tu zaczyna się moja podróż. Wygodnie unosiłam się w czarnym tunelu, w nieustalonym kierunku. To była ciemność jakiej przedtem nie widziałam. Wypełniona była miłością, radością i pokojem-to wszystko mnie pokrzepiało. Zbliżyły się do mnie fale, które delikatnie mnie prowadziły. Byłam ogarnięta miłością dookoła mnie, mogłam to uczucie odwzajemnić.
W pewnej chwili zbliżyła się do mnie jakaś istota i zabrała mnie na wycieczkę po wszechświecie. Widziałam jak tworzone były galaktyki, Odwiedziłam miejsca, które były daleko poza moimi zdolnościami pojmowania. Widziałam też miejsca, które dopiero co powstają! Spotkałam się z taką miłością i współczuciem, że wcale nie dbałam o to, co dzieje się z moim ciałem. Podczas gdy tam na dole się mną zajmowali i przygotowywali mnie do przewiezienia do szpitala, ja bawiłam się na gwieździe i spotkałam się ze swoim Stwórcą. Nie przeszkadzało mi, że nie nikt nie miał tam fizycznego ciała, a słowa strach nie było w ogóle w moim języku. Wszystko potrafiłam przyswoić sobie tam natychmiastowo, a wiedza zostawała dosłownie wchłaniana. Te istoty nie były ani płci męskiej, ani żeńskiej. Ponieważ nie było tam żadnego sposobu odmierzania czasu, nie wiem jak długo to trwało. Wszystko co zobaczyłam i czego się dowiedziałam jest po prostu niewyobrażalne.
Wszędzie te istoty były ze mną. Gdy tunelem wracałam na ziemię spotkałam jeszcze inne istoty. W którymś momencie zobaczyłam malutki świecący punkcik, w stronę którego się poruszałam. Nagle coś ogromnego i szarego zastąpiło mi drogę. Próbowałam się przez nie przedostać. Na próżno. Poprosiłam by to coś mnie przepuściło, ale bardzo uprzejmie oznajmiono mi, że to nie możliwe. Poprosiłam jeszcze raz, ale znów usłyszałam nie. Na ziemi byłam krzepka i nieposkromiona, więc rozkazałam temu czemuś by się odsunęło. Niestety. Ta istota, którą ja nazwałam Bogiem, kazała mi wrócić i dokończyć moją misję.
Po powrocie na ziemię, zauważyłam, że lekarze i pielęgniarki gorączkowo się mną zajmują. Moje funkcje życiowe były niebezpiecznie słabe. Nie wiedzieli ile straciłam tlenu i czy nastąpiły jakieś uszkodzenia mózgu. Ponieważ moje źrenice stały nieruchomo, a lekarze nie potrafili wymusić na nich żadnej reakcji, jeden z nich poinformował moją rodzinę, że nie wiem ile jeszcze będę żyła i że lepiej byłoby załatwiać już pogrzeb.
A w tym czasie ja właśnie wracałam ze swojej wspaniałej wycieczki. Moja dusza wracała do ciała. Zeszłam ze stołu i zdzieliłam pielęgniarkę tak mocno, że myśleli, że złamałam jej szczękę albo wywołałam wstrząs mózgu. Moja siła wtedy była niewyobrażalna. Kiedy mój duch wracał do ciała, lekarze myśleli, że próbuję wyciągnąć sobie z ust rurkę. Stało się to o 1:15 w nocy.
Gdy się zbudziłam nie wiedziałam gdzie jestem, która to godzina, jednym słowem - nic. Moja rodzina była dookoła razem z kilkoma przyjaciółmi, moim szefem, lekarzami i pielęgniarkami. Cała wiedza jaką tam posiadłam zaczęła być niewidoczna. Wiedziałam, że jest gdzieś w moim umyśle, ale nie mogłam jej odszukać. Moja rodzina była w histerii, to najmniej powiedziane. Chciałam wyciągnąć rękę w ich kierunku, ale byłam związana za swoje "niegrzeczne" zachowanie. Moja siostra wtajemniczyła mnie, że jestem związana bo targnęłam się na pielęgniarkę, co wprawiło mnie w śmiech.
Również wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że w rzeczywistości jestem mała. Wydawało mi się, że wypełniam pokój! Myślałam też, że unoszę się w powietrzu. "Rozmawialiśmy" - ja właściwie na migi dawałam znać, że wszystko ze mną w porządku. Po chwili do sali weszła pielęgniarka z zamiarem zadania mi kilku pytań i stwierdzenia czy nastąpiło uszkodzenie mózgu. Wzięłam długopis, papier i napisałam wszystkie odpowiedzi na jej pytania nim jeszcze zdążyła je zadać; moje nazwisko, adres, numer ubezpieczenia społecznego, nawet hasło do mojego komputera w pracy. Mój szef pokapował się, że jest ze mną w porządku i delikatnie poprosił pielęgniarkę o wyjście (mój szef był chirurgiem onkologiem). Jednak ona niezrażona dalej zadawała mi pytania, aż zaczęłam wypisywać jej rymowanki z przedszkola. Podziałało i wyszła.
Lekarze wchodzili i wychodzili z sali nie mogąc się nadziwić, że przeżyłam i że mózg nie uległ uszkodzeniu. Przekonałam w końcu rodzinkę, żeby jużposzli, że czuję się ok. Pielęgniarka, która ode mnie oberwała przyszła mnie zobaczyć z workiem lodu na twarzy. Była w dość dobrym humorze, zważywszy na to, co jej zrobiłam. Zwróciła uwagę, że takie zachowanie jest normalne, kiedy dusza wraca do ciała. Wtedy zaczęłam się zastanawiać co się właściwie stało. Tego wieczoru miałam jeszcze kilka wizyt moich zmarłych krewnych. Przekonywali, że wszystko będzie w porządku.
Przez następne kilka tygodni wracała do mnie myśl, że jestem tu z misją - ale na czym ta misja miała polegać? Poszłam do księgarni i przed półką z książkami z kategorii "New Age" prosiłam by wskazano mi książkę, która pozwoli mi zrozumieć co przeszłam. Nagle z półki spadła książka lądując przy moich stopach. Książka na temat NDE napisana przez Barbarę Harris. Tak zaczyna się moja wędrówka.
Moją misją okazał się powrót na ziemię by kochać i przekonywać ludzi by nie bali się śmierci. Powiedziano mi "Nie kochałaś dość". To wszystko jest rezultatem pomocy udzielonej mi przez telefon przez członka "Friends of Iands" z Seattle. Kazał mi spytać wszechświata jaka jest moja misja. A odpowiedź już podałam powyżej. Wydawało mi się to najwspanialszą w życiu sprawą! Nie ustałam od tamtego czasu. To nie łatwe nosić w sobie ten cud i pragnąć znów "być w domu". Jednak wiem, że jestem tu z określonego powodu, tak jak i reszta ludzi, a bóle bycia człowiekiem są czasami nie do zniesienia. Można by jeszcze tyle opowiedzieć!
Czy byłeś pod działaniem jakichś leków bądź
substancji, które mogły mieć potencjalny wpływ na Twoje przeżycie?
Nie
Czy Twoje
doświadczenie trudno opisać słowami?
Tak
Słowa nie
oddają głębokości tego uczucia.
Czy w
czasie tego doświadczenia istniało zagrożenie Twojego życia?
Tak, niewydolność
układu oddechowego.
Jaki był
Twój poziom świadomości i czujności podczas doświadczenia?
byłam
nieprzytomna
Czy
doświadczenie było w jakiś sposób podobne do snu?
absolutnie nie
Czy
doświadczyłeś oddzielenia swojej świadomości od ciała?
Yes
Czułam, że
jestem miłością-w duchowej formie. Nie można tego porównać do formy fizycznej.
Czy
słyszałeś jakieś niezwykłe dźwięki lub odgłosy?
słyszałam coś w
rodzaju świstu czy też brzęczenia
Czy przechodziłeś przez tunel lub jakąś zamkniętą, ograniczoną przestrzeń?
Tak
Opisz: Tunel
był aksamitnie czarny, a ja powoli unosiłam się wzdłuż jego. Ręce po obu
stronach poruszały się i w ten sposób wprawiały mnie w ruch.
Czy
widziałeś światło?
Tak
Bardzo
blady punkcik światła widziałam na końcu tego długiego tunelu
Czy
spotkałeś lub widziałeś inne istoty?
Tak
Pamiętam,
że spotkałam 2 lub 3 grupki. Nie znałam ich, cała komunikacja się mieszała -
różne źródła, wszystko naraz. Pierwsza grupka zabrała mnie na wycieczkę po
wszechświecie-po przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Druga dała mi
uniwersalną wiedzę. Trzecią istotą był Bóg, który mnie odesłał.
Czy
doświadczyłeś przeglądu swojego dotychczasowego życia?
Nie
Czy zaobserwowałeś lub usłyszałeś cokolwiek dotyczącego ludzi lub wydarzeń
dookoła, co mogło być później zweryfikowane?
Nie jestem pewna
Czasami
mówię o czymś, co się jeszcze nie zdarzyło. W tej dziedzinie niewątpliwie
przybyło mi nowych możliwości psychicznych. Poza tym, gdy się obudziłam miałam
wizję wujka, który umarł 25 lat wcześniej. Później miałam okazję zobaczyć jego
zdjęcie, na którym wyglądał zupełnie jak w mojej wizji - na motocyklu z fryzurą
Jamesa Deana i paczką papierosów w rękawie. Powiedział "To jeszcze nie twój
czas, dziecko". Nie znałam tego wujka, dopiero jak zobaczyłam później jego
zdjęcie powiedziałam "O! To wujek Johnny". Moja ciocia była zaszokowana, że go
rozpoznałam.
Czy widziałeś bądź odwiedziłeś jakieś piękne lub wyróżniające się miejsca,
poziomy lub wymiary?
Tak
Pamiętam
tylko niektóre fakty, np. że odwiedziłam coś, co nazwałam Atlantis albo
Kryształowe miasto. Było niewiarygodne. Było w barwie różowawej i znacznie
wyprzedzało nas technologicznie. Pamiętam, że widziałam jak powstają różne
miejsca. Na różnych poziomach ewolucji. "Powiedziano" mi, że niektóre rzeczy, w
które wierzą naukowcy (np. czarne dziury czy niektóre prawa fizyczne), są
niezupełnie prawidłowe.
Czy miałeś poczucie innej, odmiennej przestrzeni lub czasu?
Tak
Nie miałam
poczucia czasu!
Czy czułeś, że masz dostęp do jakiejś szczególnej wiedzy, znałeś uniwersalny
porządek i/lub celwe wszechświecie?
Tak
Przeczytajcie fragmenty moich odpowiedzi powyżej. Gdy się obudziłam, czułam jak
cała wiedza ze mnie "spływa". Chciałam wcisnąć się do łóżka, by temu zapobiec,
ale ona po prostu umykała. Pamiętam takie dziwne rzeczy jak np. sprawy dotyczące
pogody-anomalie pogodowe to próba naprawienia się przez ziemię. Niektóre moje
pytania natury religijnej, na które mi odpowiedziano. To wyjaśnia dlaczego
zawsze niedobrze czułam się w szkole katolickiej. Tzn. nie wszystko, czego mnie
uczono był złe, po prostu nie było to zupełnie prawdziwe. Np. uczono mnie, że
wszystko będzie dobrze i że niektóre wydarzenia muszą mieć miejsce i by dostać
się do nieba trzeba iść ścieżką nakreśloną przez Kościół. A ja zawsze wierzyłam
w wolną wolę i wolny wybór, o której Kościół nic nie mówił. Zawsze to, co ma się
zdarzyć zależy od nas i zawsze mamy wybór.
Czasami część tej uniwersalnej wiedzy wpada mi znienacka do głowy jak na świecie
dzieją się konkretne wydarzenia. Np. pamiętam NIEKTÓRE dane fizyczne. Kiedy np.
ostatnio w prasie pojawił się artykuł o czarnych dziurach wyjęczałam
spontaniczne, że czas najwyższy, żeby wreszcie doszli o co w tym wszystkim
chodzi. Oczywiście ludzie dookoła pomyśleli, że jestem wariatką, a ja wzruszyłam
ramionami i stwierdziłam "nic nowego". Takie coś często się zdarza.
Czy
dotarłeś do jakiejś granicy lub ograniczającej struktury fizycznej?
Tak
Trzecia
istota, którą spotkałam, czyli Bóg, mnie zatrzymała nie pozwalając dalej
poruszać się w kierunku światła. Mówił, że muszę wrócić i dokończyć misję. A ja
tak chciałam lecieć dalej, pozostać nieżywa! Nie pozwalał (właściwie była to
taka mała sprzeczka). Kłóciłam się z Nim, a trwało to chyba godzinami. Spytałam
nawet "kim ci się wydaje, że jesteś, że nie chcesz mnie przepuścić?".
Czy
stałeś się świadomy przyszłości?
Tak
Nie
pamiętałam tej części, która nastąpiła po moim obudzeniu. Czasami miewam
przebłyski na długo przed jakimś wydarzeniem.
Czy miałeś możliwość zadecydować czy powrócisz do własnego ciała?
Nie
Czy po swoim doświadczeniu otrzymałeś jakiekolwiek psychiczne, paranormalne lub
inne dary, których nie posiadałeś przed doświadczeniem?
Tak
Wszystko
było wzmocnione.
Czy po
Twoim doświadczeniu zmieniły się Twoje wierzenia, poglądy, stosunki do
niektórych spraw?
Tak
Jezu -
wiele! Np. (postaram się opisać to krótko), wiem, że Bóg nie jest jakimś
złośliwym skąpiradłem siedzącym na tronie z wielką księgą, który gdy umieramy
sprawdza nasze nazwiska i wysyła nas do nieba lub piekła. Wiem, że "sąd
ostateczny" to po prostu przegląd własnego życia. Ogólnie jestem łagodniejszą
osobą, bardziej zrelaksowaną (choć to czasami trudne!). Mogłabym jeszcze pisać i
pisać.
Jak
doświadczenie wpłynęło na relacje z innymi ludźmi, na Twoje codzienne życie,
praktyki religijne, karierę itp.?
Jestem znacznie
bardziej tolerancyjna wobec różnic, jakie dostrzegam w ludziach. Jestem bardziej
wybiórcza. Czasem czuję jakiś cel bycia z kimś, więc pozostaje z daną osobą
trochę dłużej, bo wiem, że czegoś się nauczę. Gdy coś nie gra potrafię określić
co i wyjść z problemu.
Moje życie na co dzień jest bardziej refleksyjne. Więcej rozmawiam z Bogiem,
jestem bardziej duchowa. Czuję się bardziej połączona z innymi rzeczami. Po moim
doświadczeniu przyglądałam się niektórym rzeczom, jakbym nigdy wcześniej ich nie
widziała i czułam podziw. Czułam swój związek z rzeczami, które kiedyś wydawały
mi się nieżywe. Czułam, że wszystko ma swój cel-od kamyka, przez robaczka aż do
drzewa itd. Zachwycałam się wędrującymi po niebie chmurami albo (to jest
śmieszne) obracającymi się kołami samochodu. Jestem bardziej w harmonii z
otoczeniem.
Szukałam dla
siebie religii, ale dotąd nie znalazłam. Zostałam mistrzem Reiki, co jeszcze
pogłębiło moje doświadczenie.
W pracy jestem bardziej opanowana i czuję, że gdzie się znajdę tam jestem
potrzebna. Nauczyłam się wielu podobnych lekcji.
Czy Twoje życie zmieniło się po doświadczeniu?
Tak
Żyję dla
celu, jestem bardziej pewna siebie (no może czasami), więcej wybaczam, jestem
bardziej duchowa, potrafię bardziej doceniać, mniej materialistyczna (zrezygnowałam
z chęci posiadania i mam teraz więcej niż miałam kiedykolwiek).Mogłabym
jeszcze wiele napisać.
Czy opowiadałeś innym o swoim doświadczeniu?
Tak
Zwykle gdy jestem
w czyimś towarzystwie z jakichś nieokreślonych powodów (przynajmniej na planie
fizycznym) rozmowa zwykle kręci się wokół śmierci i umierania, tego jak to jest
itp. I wtedy czuję taką ochotę podzielenia się z tą osobą czymkolwiek, co wyda
się potrzebne w danej chwili. Czasami to może kogoś przerazić, ale w większości
przypadków ludzie są bardzo głodni informacji - chcą wiedzieć więcej.
Jakie emocje odczuwałeś po doświadczeniu?
Na
początku byłam zdezorientowana, choć wcześniej byłam już po kursach
holistycznych i kursach dotyczących paranormalnych zjawisk. Jednak nigdy nie
słyszałam o NDE. Szukałam jakieś tabliczki, którą mogłabym przyczepić do tego,
co mi się zdarzyło, by dobrze to opisać.
Jaka była najlepsza i najgorsza część Twojegodoświadczenia?
Było wiele
najlepszych stron. Zdanie sobie sprawy, że jesteśmy tu z jakiegoś powodu, mamy
swój cel. Co z tym zrobimy zależy od nas. Zdanie sobie sprawy, że Bóg istnieje
na prawdę, że istnieją też istoty duchowe, które są z nami przez cały czas. Że
życie ma nie tylko wymiar fizyczny.
Najgorszą częścią
jest to, że mnie ocalili i że nie miałam wyboru czy zostać tam, czy wrócić.
Czy jest coś, co chciałbyś dodać na temat Twojego przeżycia?
Jest jeszcze za
dużo do dodania. Nie mogę znaleźć odpowiednich słów, powtarzam się-wszystko by
wyrazić to co czułam.
Czy po doświadczeniu inne wydarzenia w Twoim życiu, leki lub substancje wywołały
takie samo przeżycie lub jego część?
Nie
Czy
informacje, które tu podałeś i odpowiedzi, których udzieliłeś w pełni i
dokładnie opisują Twoje przeżycie?
Tak
Zrobiłam
to najszybciej i najlepiej jak mogłam.
Proszę
wyraź swoje sugestie związane z udoskonaleniem tej ankiety. Czy są jakieś
pytania, które moglibyśmy zadać by lepiej opisać Twoje przeżycie?
Ankieta
jest świetna. Jest świetnym ćwiczeniem, dla kogoś, kto przeżył NDE. Jestem
bardzo wdzięczna, że Bev Brodsky mi o niej powiedział-to było jak taka mała
ucieczka od rzeczywistości!